Barcelona to drugie co do wielkości miasto Hiszpanii. W związku z czym nie brakuje tutaj miejsc z piwem rzemieślniczym, to bowiem jest obecne w każdym większym europejskim mieście. Ostatnio przez cztery pełne dni mogłem cieszyć się architekturą, kuchnią i właśnie piwami w stolicy Katalonii. Zapraszam więc do mojej relacji z piwnej podróży po Barcelonie.
Na wstępie mała uwaga ogólna. Estrella, to ona jest królową Barcelony. Już w drodze z lotniska mijamy wielką halę w kolorze czerwonym z charakterystyczną złotą gwiazdą. Serwowana często w ładnych kieliszkach, czysta albo w postaci drinka piwnego W większości restauracji to właśnie nią najczęściej można spotkać. Cóż jaki kraj taki koncern. Samo piwo jest do bólu przeciętne i w zasadzie szkoda na nie czasu. Niemniej w Barcelonie od Estrelli nie uciekniecie, mimo odgórnego zakazu spożywania alkoholu w miejscach publicznych, puszki po tym piwie są stałym elementem krajobrazu. Przejdźmy do czegoś ciekawszego, przecież to nie dla Estrelli weszliście do tego wpisu!
Black Lab Brewhouse & Kitchen, Palau de Mar, Plaça Pau Vila 1-5, Barcelona
Moja pierwsza miejscówka w Barcelonie została wybrana z uwagi, że otwiera się już od 10.30. Akurat miałem wolne przedpołudnie i grzechem byłoby nie wpaść do pobliskiego BlackLab. Bardzo atrakcyjna lokalizacja – zaraz przy stacji metra Barceloneta, przystani jachtów i stosunkowo blisko plaży. Brewpub zlokalizowany jest w tym samym budynku co Muzeum Historii Katalonii, posiada też przestronny ogródek. Wnętrze wita nas czytelną ale wesołą tablicą z 8 piwami na kranach, wszystkie powstające tutaj na miejscu. Wygląd jest dość nowoczesny i schludny – mi się podobało. W tle nienachalnie grała przyjemny rock. W dwóch salach za szklanymi taflami można zobaczyć oczywiście elementy browaru – tanki i zbiorniki. Obsługa jest fachowa bardzo pomocna, chętnie wdająca się w rozmowy o piwie. A piwa? Głównie IPA i Sour. Zamówiłem deskę 4 piw dwóch IPA i dwóch berlinerów. Szczególnie sympatyczna była Brut IPA (More Sparkle), w której faktycznie czuć mariaż West Coasta i NEIPY – soczyste, owocowe a przy tym mocno wytrawne i mocno nagazowane. Nazwa trafna, faktycznie więcej bąbelków. Doskonały był malinowy berliner (Sour Lady), lekki i rześki z bardzo mocną nutą malin, kwaśność czysta i owocowa. Z kolei berliner w wersji hoppy (Spacegrass) mi przypominał Nachmieloną, wątłe ciało, niski woltaż i obfite chmielenie i ot mamy efekt jak z wody chmielowej tylko tutaj z odrobiną kwaśności w tle. Ich sztandarowa IPA (Claudia) okazała się przyjemnym słodkim, mocno owocowym piwem z konkretną goryczką i fajną słodową kontrą. Takie dość klasyczne podejście. Jedzenia nie próbowałem, ale w menu widziałem hiszpański standard w postaci tapas. Ciekawą opcją jest, że w niedzielę o 17. można zwiedzić browar za 19€.W tej cenie mamy godzinny tour, 4 piwa do degustacji oraz jeden suwenir. Mi nie starczyło czasu na ponowną wizytę, ale z czystym sumieniem polecam. Ja z BlackLabu zgarnąłem tylko uroczy snifter, dostępny jak wiele innych gadżetów w sklepiku (CraftMasterOne 150 ml, Snifter, koszulki). Miejsce oceniam wysoko daję mocne 8/10 i uważam BlackLab za obowiązkową pozycję w Barcelonie. Świetnie miejsce, przyjemna obsługa i naprawdę smaczne piwa.
***
Abirradero, Carrer de Vila i Vilà, 77
Knajpa położna dosłownie kilka metrów od macierzystego browaru – Instituto de la Cerveza Artesana, niedaleko stacji metra Paral-lel i kolejki na Wzgórze Mounjuic. Spora ilość kranów, zarówno z piwem miejscowym jak i piwami gościnnymi (36 kranów). Przyzwoita obsługa (choć mam zastrzeżenia do sposobu nalewania piwa – naprawdę trzeba nalewać na 5 razy, aż cała szklanka się lepi?). A piwa? Mocno przeciętne, przynajmniej te na które ja trafiłem. Equinox/Ekuanot Fresa IPA wcale świeża nie była, jakieś owoce tam były ale już za bardzo dojrzałe. Całość zamiast świeża była po prostu zamulająca. Z kolei Funking Wild Series: PiñaColada Berliner, to bardzo przyjemny czysty, odpowiednio kwaśny berliner, który przynosi to co się od berlinera oczekuje – orzeźwienie. Tylko tej PinaColady brak. Gdy jest się w okolicy można wpaść ale nie jest to miejsce, które uważałbym za obowiązkowy punkt na mapie Barcelony. Ciekawy akcent? Lista piw jest wyświetlana na dwóch ekranach, jednym z elementów są ostatniej check-iny z Untappd. Po zrobieniu takowego, można zobaczyć swoją miniaturkę z oceną. Sympatyczne. Niemniej nie znalzłem tutaj nic, co by mnie skłoniło do ponownej wizyty. Ocena 5/10
***
Lambicus Bar, Carrer Tamarit 107
Raj dla fanów piwa belgijskiego. Osiem kranów wyłącznie z belgami. Od Oude Gueze z Tilquin (jak zawsze pyszne) przez klasyczne wity po nowofalowe NEIPA (przeciętne i wodniste Troebel In Paradise od Brouwerij Hof Ten Dormaal). Wystrój elegancki, z mnóstwem belgijskich dodatków – tablice, podkładki, plakaty, książki. Obsługa fachowa, bardzo pomocna i naprawdę sympatyczna. Do piwa otrzymujemy w zestawie mała przekąskę, lokal serwuje też jakieś jedzenie. Do każdego piwa dedykowane szkło. Coś jeszcze? No tak...lodówka pełna lambików. Mówiłem, że to raj dla miłośników piwnej Belgii? Ocena 8/10
***
Lambicus Shop, Rocafort 9
***
NaparBCN, Carrer Diputació 223
Kolejnym punktem, który postanowiłem odwiedzić był NaparBCN – brewpub znanego w Polsce browaru Naparbier. Lokal jest naprawdę bardzo przestrzenny, utrzymany w klimacie Rock’n’Roll. Po lewej stronie mamy podświetloną szafę, sięgającą samego sufitu, wypełnioną butelkami piw z całego świata (naprawdę solidny wybór – niemieckie koźlaki, rzadkie lambiki, amerykańskie risy). W jednym miejscu wisi też motocykl. Rock’n’roll pełną parą! Nad barami z kolei podwieszone są tanki wyszynkowe z wiadrami do którym jak mniemam coś się skrapla – nie powiem wygląda to efektownie. Mamy tutaj też bardzo dobrą obsługę, angielski na dobrym poziomie, przyjemne przekąski do piwa. Kolejne plusy? Dostępność deski piw (4), ale wyłącznie z oferty NaparBCN. Wybór? Masa piw z NaparBCN, do tego kilka piw z macierzystego Naparbier oraz mocne importy np. Wicked Weed czy Hoppin’ Frog. Jeden polski akcent to kolaboracyjny ART#17 Pink Guava Sour Saison, efekt współpracy Stu Mostów i Naparbier. Piwa? Te warzone na miejscu były różne od poprawnych do bardzo dobrych. Gose (Ikigai) było zdecydowanie za słone choć miało przyjemnie gładkie body, NE Pale Ale (Gimme The Sun) to typowy easydrinker, bardzo lekkie i rześkie jednak zbyt wytawne jak na mój gust. Trochę mało w tym charakteru NEIPA. Wit IPA (Blanc) zdecydowanie bardziej witbier (mocniej chmielony) niż IPA. Największe wrażenie zrobił na mnie JuiZeus czyli NEIPA, oj to było piwo które pachniało na poziomie ipek z USA, w smaku soczyste, mocno owocowe z miękką, gładką fakturą. Doskonałe. Spróbowałem też jednego piwa z Naparbier (Light Cloud), które okazało się wodnym roztworem diacetylu. Niemniej uważam, że NaparBCN to bardzo przyjemna miejscówka, którą warto odwiedzić będąc w Barcelonie. Ocena 8/10
***
Garage Beer Co., C/ Consell De Cent 261
Kolejny brewpub położony dosłownie ulicę dalej od NaparBCN, w tej samej XIX wiecznej dzielnicy Eixample. Nazwa zobowiązuje, wiec faktycznie wchodzi się jak do garażu. Rock z głośników, obdrapane ściany – jakbyś wchodził do warsztatu samochodowego a nie brewpubu. Love it! Lokal mocno otwarty na ulicę, dość długi kończący się …przeszklonym widokiem na browar. Niewiele pozycji na kranach, no i niestety nie ma możliwości kupienia deski piw. Niemniej obsługa jest miła i pozwala na spróbowanie piw przed zakupem. Obok piw w sprzedaży masa gadżetów. Jak to w brewpubie – obecne jest też jedzenie, z którego nie korzystałem. Co piłem? Dwie pozycje – berliner z malinami z Garage Beer Co. (Silver Peel). Rześki, orzeźwiający, malinowy i przyjemnie kwaśny. Idealny na kataloński upał. Drugim piwem było Mosaic Double IPA z Soma Beer. To drugie piwo mnie absolutnie oczarowało, gęste, soczyste, aksamitnie gładkie i po prostu ultra owocowe. Jedna z najlepszych IPA jakie piłem ostatnio. Poziom światowy, a dla mnie absolutnie zaskoczenie. Samo miejsce mi mniej przypadło do gustu niż NaparBCN czy BlackLAB, ale i tak warto wpaść. Ocena 7/10
***
Edge Brewing, Carrer Llull, 62
Niestety jak się dowiedziałem na miejscu, nie jest to brewpub jak pozostałe. Przyjście z marszu, z ulicy nie wchodzi w rachubę. Degustacja połączona z zwiedzaniem odbywa się raz w tygodniu, bodajże w piątki. Niestety zapisy tylko online. Tydzień przed przylotem miejsc już nie było. Obszedłem się smakiem. Warto o tym wiedzieć planując wylot do Barcelony. Bez oceny.
***
Brew Dog Bar Barcelona, Casanova, 69
Standardowy pub Brew Doga, Starbucksa w świecie piwa rzemieślniczego. Absolutnie nic ciekawego, nieco nachalna i niezbyt rozgarnięta obsługa (jedna osoba na cały pub). Na kranach pół na pół standardy z Brew Doga i jakieś lokalne piwa. Wypiłem Dead Pony Club, które było słodkim, mulącym piwem nie przynoszącym nic a nic orzeźwienia. Po tym jednym piwie odechciało mi się próbować czegokolwiek więcej. Styl Brew Doga zachowany w wystroju, kwestia gustu czy się to podoba czy nie. Niemniej nie jest to miejsce, które bym specjalnie polecił. Zwłaszcza, że BrewDoga spotkacie w każdym większym mieście w Europie. Ocena 4/10
***
Brew Pub La Sec, Margarit,52
Kolejny brewpub położony dość na uboczu, trudno tam trafić przypadkiem. Położony jest tak, że trzeba chcieć tam trafić, by tam wylądować. Trzeba wiedzieć czego szukać po prostu. Browar chwali się, że swego czasu był uznany za najlepszy brewpub w Hiszpanii. Czy tak jest nadal? Nie sądzę. Krany podzielone 50:50 między gości (m.in. Kees) a piwa z browaru. Z tym, że jak byłem to były dostępne tylko dwa. Deska więc była uboga. Ale7 okazało się nudnym, lekkim wodnistym pale ale bez jakiegokolwiek charakteru. Z kolei Ales in Toyland było słodką IPĄ, niestety lekko utlenioną. Utlenione piwo u źródła? Słabo. Słabo też oceniam obsługę i wystrój. Na zamówienie czekałem chyba z 10 minut, choć byłem jedynym klientem przy barze. Po prostu jedna osoba na raz obsługuje kran i kuchnię. Co do wystroju – gołe mury, elementy instalacji elektrycznej na wierzchu. Jak w krakowskich piwnicach – duszno i niezbyt przyjemnie z uwagi na stęchły zapach. Mi się nie podobało. Ocena 3/10
***
el Tap, Carrer de Constanca, 8
Miejscówka położona z daleka od centrum Barcelony – tak starego miasta jak i dzielnicy knajp – niedaleko Camp Nou w dzielnicy Les Corts. Skąd się tam w ogóle wziąłem? Otóż mieszkaliśmy w okolicy, dosłownie 250 metrów od tego wielokranu? I wiecie co? To chyba jedno z najfajniejszych miejsc w Barcelonie. Niech świadczy o tym, że byłem tam trzy razy na cztery dni pobytu w Barcelonie. Skromny, nowoczesny design z przeszklonym frontem i miejscami na zewnątrz. Pełen luzu klimat osiedlowego baru. Codziennie pełny ludzi, którzy przychodzą tam na kolację, spotkanie z znajomymi, po prostu posiedzieć i się pobawić albo obejrzeć mecz. Wszystko to w osiedlowym wielokranie. Czy w Polsce doczekamy się takich miejsc? Bardzo chciałbym, nie ukrywam że bardzo idea takich knajpek osiedlowych do mnie przemawia.
Co tam na kranach? Dużo zagranicy (m.in. To Ol, Rouge) oraz sporo różnych lokalnych piw. Ogólnie rotacja nie jest za duża, dziennie zmieniają się jedno – dwa piwa. Dostępna jest też deska piw. Co wypiłem? Premium Pilsa od Piraty (nic ciekawego), 12th of the Never z amerykańskiego browaru Lagunitas – niestety lekko utlenione, ale przy tym przyjemnie soczyście owocowe. Poprawna pozycja. Berliner Weisse z jagodami z Tro Ales, był przyjemnym kwaśnym piwem, z bardzo subtelną nutą rzeczonego owocu. Mogłoby być więcej tej jagody. Tu Jardin z Nomady dawał troszeczkę mokrą ścierą, ale przy tym zachował charakter saisona – sporo przypraw i brzoskwini. Zaskakująco pełny jak na styl. Phantom State z Laugar Brewery to pełna, słodka nieco kwiatowa imperial IPA. Kolejnym piwem było 3x Thirsty Simcoe z To Ol, dość pełne jak na Session IPA mocno owocowe, z lekkimi zielonymi nutami, naprawdę solidnie goryczkowe. Ostatnim piwem w el Tap pitym tuż przed wylotem było Juicy & Hazy czyli niskoalkoholowa IPA (3%) także z Tro Ales – okazała się bardzo wodnista, z lekkim subtelnym cytrusowym chmielem. Wysoka pijalność rekompensuje dość płytki smak.
Co ciekawe na zapleczu widziałem beczki z Noa Pecan Mud Cake Stout z Szwedzkiego Omnipollo, więc serwują też bardziej ekstraktywne piwa. Niemniej będąc w okolicy polecam ten mały klimatyczny multitap. Ocena 8/10
***
Ale&Hop, C/ Basses de Sant Pere 10
To miejsce z kolei reklamuje się jako jedna z najlepszych restauracji serwujących piwo (według Ratebeer). Położona w oddali od piwnego centrum Barcelony, ale jeszcze w centrum całkiem niedaleko parku przy Cytadeli czy Muzeum Picassa. Bardzo fajna miejscówka, przy uroczym skwerku. Sam lokal nie jest zbyt duży, utrzymany w dość nowoczesnym stylu. Wygląda na to, że knajpa działa też jako browar, który kolaboruje z browarami tworząc piwa do swojego wyszynku. Dwa z nich spróbowałem. Xino Xano, czyli chmielony berliner weisse był taki jaki być powinien – lekki, cytrusowy z przyjemną nutą owoców tropikalnych. Mosaic naprawdę zrobił tutaj robotę. Znacznie gorzej wypadło piwo 3 Feathers uwarzone w BlackLab, dość słodowa, delikatnie chmielona APA – absolutnie do zapomnienia. Warto też wspomnieć o jedzeniu, skoro miejsce pozycjonuje się jako restauracja. Mamy dania typowo wegańskie i wegetariańskie to ważne, jeśli ktoś szuka mięsa. Po drugie brak jest oznaczeń, że pewne dania są pikantne – łatwo się na tym przejechać. Po drugie porcje nie są zbyt duże. Ogólnie przyzwoite miejsce z dobrą obsługą stąd ocena to 6/10.
***
Mikkeller Bar Barcelona, Carrer de Valencia 202
Widząc, że Mikkeller ma swoją knajpę w Barcelonie nie mogłem pominąć wizyty tamże. Ostatnio będąc w Warszawie nie miałem czasu zajrzeć do tamtejszego MBW, ale nadrobiłem to w stolicy Katalonii. Wnętrze to nowoczesność w skandynawskim wydaniu, znacznie odbiega wyglądem od większości miejsc. Charakterystyczne nalewaki, plakaty z grafikami znanymi z etykiet piw Mikkellera to wszystko jest tu obecne. Menu? Mocno międzynarodowe, tutaj nie spotkamy typowych katalońskich i hiszpańskich potraw. Krany? Praktycznie sama zagranica, piwo z Hiszpanii było niestety tylko jedno. O czym warto wspomnieć – całkiem przyjemna obsługa, chyba najlepiej komunikująca się po angielsku z wszystkich w Barcelonie. Minus? Bardzo chciałem kupić kieliszek z MBB, ale obsługa chciała mi sprzedać tylko brzydką szklankę. Ich strata. A piwa? Spróbowałem dwa. Jedno to 50 states of freedom z Brewskiego, szwedzki browar jak zawsze nie zawiódł. Limonkowe, rześkie, mocno kwaśne piwo, idealnie orzeźwiające. Naprawdę doskonała pozycja. Za to Watermelon Gose z Mikkellera to było najgorsze piwo w Barcelonie, które ordynarnie śmierdziało kiszoną kapustą. Z tych wszystkich względów moja ocena Mikkeller Bar Barcelona musi być zaniżona do 7/10.
***
BierCaB, Muntaner 55
Prawdziwa mekka fanów piwa w Barcelonie, piąty najlepszy pub z piwem na świecie według Ratebeer. Oczekiwania wielkie i wiecie co? W przeciwieństwie do MBB BierCaB te oczekiwania spełnił. Zacznijmy od bardzo przyjemnego, dość minimalistycznego designu w nowoczesnym wydaniu. W tle powszechny w tamtejszych knajpach rock. Mamy metalowe stoły, duży bar, listę piw na ekranach. Do tego dania serwowane na kamieniach. Jedzenie? Burger z wieprzowiny z pastrami z boczku był obłędny i był po prostu jednym z najlepszych jakie ostatnio jadłem. Obsługa? Sympatyczna, fachowa, miła i pomocna. Angielski? Na wystarczającym poziomie. Piwa? Wybór naprawdę doskonały, choć należy zastrzec, że są to w większości piwa spoza Hiszpanii. Crooked Stave, Stigbergets, Cascade, Boon, J. Wakefield, Dugges, Magic Rock. Światowa czołówka. Co wypiłem? Z szwedzkiego O/O Narangi – obłędną NEIPĘ – soczyście owocową, gładką, aksamitnie kremową, cudownie pachnącą marakują i papają. Światowa czołówka. Z browaru Amundsen Apocalyptic Thunder Juice, która już nie sięgała poziomu światowego, ale w kategorii europejskich NEIPA na pewno dawała radę. Miałem ochotę na Bourbonic Plauge z Cascade Brewing, ale 30. stopniowy upał skutecznie zniechęcił mnie do picia piwa o 12% alkoholu. BierCaB to doskonałe, prawdopodobnie najlepsze piwne miejsce w Barcelonie. Jedyny mały minus, że na kranach praktycznie nie ma lokalnych piw. Szkoda. Ocena 9/10
***
BierCaB Shop, Muntaner 55
Tuż obok pubu jest sklep. Podobnie jak w knajpie dominują piwa zagraniczne, głównie USA, Belgia i Skandynawia oraz UK. Magic Rock, Cascade, The Bruery, Boon, Cantillion, 3F, Praire, Crooked Stave. Wybór piw z Hiszpanii stanowi może 1/5 – 1/6 całości. Trochę mnie to rozczarowało bo chciałem zabrać do domu jakieś imperialne stouty (liczyłem na Black Block BBA), a tak naprawdę wybór piw lokalnych był mizerny. Na pocieszenie wziąłem Pirate Bomb! BBA z Praire oraz m.in. Medical Stouta. Nie mogłem też odmówić sobie pięknego kieliszka z logiem BierCaB. Jak oceniam sklep? Trochę gorzej niż bar 8/10.
***
Barcelona Beer Company, Muntaner 7
Położony na tej samej ulicy co BeerCaB to taproom browaru o tej samej nazwie. Ładny, schludny wygląd, z dużą ilością grafik na ścianie, w tym etykietami piw. Na kranach 80% stanowi własna oferta, reszta to m.in. Ayinger czy Boon. Niestety ale piwa spróbowane z deski w tym miejscu były bardzo przeciętne. Nie ma nawet o czym pisać, bo żadnego z tych piw nikomu nie poleciłbym. Tak samo lokalu, który po prostu jest do bólu przeciętnym miejscem. Ocena 5/10
***
Mój licznik w Barcelonie stanął na 37 piwach i 13 różnych miejscówkach. Przyzwoicie, choć w większości ograniczałem się do zamówienia deski piw by poznać jak najszerzej ofertę browaru. Nie wypiłem też żadnego ciemnego piwa, a piwo o największej pojemności miało 250 ml. Niestety ale upały skutecznie zniechęcają mnie do degustacji imperialny stoutów, a chciałem mieć siłę do oglądania licznych atrakcji w Barcelonie stąd najmocniejsze piwa jakie piłem nie przekraczały 9%.
Jakie są moje refleksje? Otóż Barcelona to bardzo piwne miasto, o miejsce z dobrym piwem nie jest trudno. Przynajmniej jeszcze kilka miejsc było, które chciałem odwiedzić, a brakło czasu – sklep Rosses i Torrades (byłem pod nim, ale okazało się że w poniedziałki są inne godziny urzędowania), Bodega Fermin, La Rovira czy EdgeBrewing. Myślę, że podobną ilość piw z dobrym piwem w Polsce możemy znaleźć tylko w Warszawie. Na pewno podobały mi się liczne Taproomy i Brewpuby, coś co u nas w ogóle nie funkcjonuje. Piwa warzone na miejscu, podawane bezpośrednio z tanków naprawdę zachwycały świeżością. Ciekawym jest też to, że w typowych multitapach (BierCaB, MBB) praktycznie nie było hiszpańskich piw. W Polsce bar bez polskich piw, chyba nie miałby racji bytu, Mikkeller w Warszawie stale ma polskie piwa w ofercie. Po drugie w sklepach dominują importy, po trzecie polskich piw w ogóle nie spotkałem poza wyjątkiem w postaci Art+17 ze Stu Mostów. Podobało mi się, że praktycznie wszędzie można było dobrze zjeść, wiem że w Warszawie łączenie jedzenia z piwem to standard, ale np. w Krakowie to jest trend, który dopiero niedawno się zaczął. Z perspektywy czasu łącznie piwa z jedzeniem to jedyna słuszna opcja. Trendy w piwie hiszpańskim? NEIPA, IPA, APA, piwa kwaśne – tutaj nie ma zaskoczenia. Brak jest nietypowych dodatków i ekstremalnych pomysłów. Chyba największym ekstremum było piwo z Barcelona Beer Company z dodatkiem skórki mandarynki i herbaty, trochę eksperymentów znajdziecie też w Abirradero. Trzeba też przyznać, że Hiszpanie idą za trendami. NEIPA jest równie powszechna co w Polsce, podobnie berliner weisse, także w wersji hoppy. To tutaj obok wypustu z Kingpina drugi raz próbowałem Brut IPA.
W marketach Aldi i Lidl można było zobaczyć podobną ofertę co w Polsce, czyli marki własne uzupełnione zagranicznymi koncernami i do tego kilka lokalnych kraftowych piw. Panuje tutaj też uwielbienie dla piw belgijskich, praktycznie każdy pub ma jedno, dwa piwa belgijskie na kranach w tym także lambiki.
Czy mi się podobało? Tak, ogólnie Barcelona jest absolutnie fantastycznym miastem z swoim naprawdę wyjątkowym klimatem. Podobała mi się jako miasto samo w sobie, podobała mi się jako miejsce gdzie można spróbować dobrego piwa. Do tego dobra kuchnia, przyjemne ulice pełne drzew, piękna oryginalna architektura. Żałuję tylko, że nie dorwałem tego Black Block BBA. Mam do tego piwa duży sentyment, podstawowy Black Block był moim pierwszym imperialnym stoutem w życiu.
Będę miło wspomniał te cztery dni w Barcelonie, mając nadzieję że ten poradnik kolejnym piwnym turystom się przyda.