Wygasająca powoli afera “alkotubek” pokazała przede wszystkim jedno – nieznajomość prawa szkodzi. Jednak reperkusje mogą sięgnąć dalej niż wiele osób może się spodziewać. Zaczęło się od niezrozumienia tematu przez producenta, potem przez polityków a teraz przez opinię społeczną.
Producent w swoim pierwotnym oświadczeniu bronił się, że wprowadzone na rynek alkotubki zostały wyprodukowane zgodnie z prawem i nie naruszają ustawy o wychowaniu w trzeźwości.
Było to oświadczenie jak najbardziej prawdziwe. Z pewnością zostały wyprodukowane w sposób legalny i sprzedane w oparciu o zezwolenie przewidziane ustawą o wychowaniu w trzeźwości. Alkohol pochodził z legalnego źródła, a od produktu opłacona została akcyza. Ustawa o wychowaniu w trzeźwości jednak – jak na archaiczny akt prawny przystało – nigdy nie jest w stanie nadążyć za zmieniającym się światem. Mamy 2024 roku, a ona nadal tkwi w 1982 roku – co dobitnie widać przy kwestii sprzedaży alkoholu online i reklamie w social mediach. Nie inaczej jest z alkotubkami – ustawa bowiem zasadniczo nie tworzy obowiązków w zakresie samych opakowań napojów alkoholowych. Jedyna regulacja to ta, że napoje do miejsc sprzedaży należy dostarczać w opakowaniach zamkniętych. Ale to sprawy alkotubkowej nie dotyka. Nie sposób też widzieć sprzeczności z przepisami dot. towarów paczkowanych. Jednak na tych regulacjach prawo się nie kończy.
Na nieszczęście producenta jego proceder zawsze naruszał przepisy prawa – bo to na ustawie o wychowaniu w trzeźwości się nie kończy. Szerzej pisałem o tym dobre 8 lat temu przy okazji piwa pakowanego w butelkę udającą wino musujące (nawet z psuedo “banderolą”). Przepisy za bardzo się nie zmieniły więc warto się z argumentacją sądów zapoznać. Sądów tak – bo sprawa rozbiła się o Naczelny Sąd Administracyjny.
Zacznijmy od rozporządzenia 1169/2011:
Artykuł 71. Informacje na temat żywności nie mogą wprowadzać w błąd, w szczególności:a)co do właściwości środka spożywczego, a w szczególności co do jego charakteru, tożsamości, właściwości, składu, ilości, trwałości, kraju lub miejsca pochodzenia, metod wytwarzania lub produkcji; (…)2. Informacje na temat żywności muszą być rzetelne, jasne i łatwe do zrozumienia dla konsumenta.4. Ust. 1, 2 i 3 mają również zastosowanie do:a)reklamy;b)prezentacji środków spożywczych, w szczególności kształtu, wyglądu lub opakowania, zastosowanych materiałów opakowaniowych, sposobu ustawienia oraz otoczenia, w jakim są pokazywane.
Teraz ustawa o jakości handlowej artykułów rolno-spożywczych:
Art. 5 Opakowania artykułów rolno-spożywczych wprowadzanych do obrotu powinny zapewniać zachowanie cech istotnych dla danego rodzaju artykułu rolno-spożywczego, decydujących o jego tożsamości.
Ogólną dyrektywą zakazującą wprowadzania w błąd co do opakowania należy łączyć z ogólnym wymogiem w zakresie rzetelności. Ta ogólna dyrektywa sprowadza się do tego, że zarówno nazwa, oznakowanie jak i opakowanie produktu powinno być dla konsumenta jasnym i precyzyjnym przekazem, z jakim produktem ma do czynienia. Nie ma tutaj miejsca na niejednoznaczności. Nie jest opakowanie miejscem na dokonywanie manewrów – choć częściowo – próbujących ukryć prawdziwą naturę produktu.
Ba! Takie mylące opakowanie jest też czynem nieuczciwej konkurencji, choć to już sfera odpowiedzialności cywilnoprawnej czyli poza zainteresowaniem organów państwowych. Odpowiedzialność jest także przewidziana w ustawie o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym. Niemniej to przepisy 1169/2011 mają tu najważniejsze znaczenie.
Raz jeszcze chciałbym wrócić do rozporządzenia 1169/2011 a w zasadzie do motywów tegoż rozporządzenia:
(3) Aby uzyskać wysoki poziom ochrony zdrowia konsumentów i zagwarantować im prawo do informacji, należy zapewnić odpowiednie informowanie konsumentów na temat spożywanej przez nich żywności. Na wybory dokonywane przez konsumentów mogą wpływać m.in. względy zdrowotne, ekonomiczne, środowiskowe, społeczne i etyczne.
(4) Rozporządzenie (WE) nr 178/2002 Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 28 stycznia 2002 r. ustanawiające ogólne zasady i wymagania prawa żywnościowego, powołujące Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności oraz ustanawiające procedury w zakresie bezpieczeństwa żywności przewiduje, że generalną zasadą prawa żywnościowego jest zapewnienie konsumentom podstawy do dokonywania świadomych wyborów dotyczących spożywanej przez nich żywności i uniemożliwienie jakichkolwiek praktyk, które mogłyby wprowadzić konsumenta w błąd.
Jasno mamy wskazane generalną zasadą prawa żywnościowego jest zapewnienie konsumentom podstawy do dokonywania świadomych wyborów dotyczących spożywanej przez nich żywności i uniemożliwienie jakichkolwiek praktyk, które mogłyby wprowadzić konsumenta w błąd.
Mam nadzieję, że wybrzmiało to wystarczająco jasno.
Oddajmy głos Wojewódzkiemu Sądowi Administracyjnemu w Poznaniu (Wyrok WSA w Poznaniu z 31.05.2023 r., III SA/Po 99/23):
Celem wyjaśnienia pojęcia wprowadzania w błąd można posłużyć się wykładnią systemową i sięgnąć do art. 5 ust. 1 ustawy z dnia 23 sierpnia 2007 r. o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym (Dz. U. z 2017 r. poz. 2070), która – podobnie jak komentowane rozporządzenie – ma na celu ochronę interesów konsumenta (podobnie Wojewódzki Sąd Administracyjny w Poznaniu w wyroku z dnia 20 stycznia 2015 r., sygn. akt IV SA/Po 1052/14, LEX nr 1807900). Zauważyć należy, że obszar regulacji dotyczącej przeciwdziałania nieuczciwym praktykom rynkowym jest obszarem obejmującym ramowo wszystkie rynki, na których występują konsumenci, w tym także rynek żywności. Zgodnie z art. 5 ust. 1 ustawy o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym praktykę rynkową – do której zaliczyć można także oznakowywanie środków spożywczych – uznaje się za działanie wprowadzające w błąd, jeżeli “w jakikolwiek sposób powoduje lub może powodować podjęcie przez przeciętnego konsumenta decyzji dotyczącej umowy, której inaczej by nie podjął”. Odnosząc to do znakowania, reklamy i prezentacji środków spożywczych, można przyjąć, że chodzi tutaj zatem o wszelkie komunikaty (słowne, graficzne) lub ich brak mogące prowadzić do mylnych wyobrażeń o oznaczonych nimi produktach, a w konsekwencji skłonić konsumenta do nabycia produktu, którego w innych okolicznościach (tj. gdyby wiedział o rzeczywistym charakterze produktu), by nie nabył. W oparciu o to można wskazać, że przekazem wprowadzającym w błąd będzie jest ten, który wpływa na jakiekolwiek decyzje rynkowe konsumentów i wpływ ten jest istotny. W wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego z dnia 24 lutego 2017 r. wydanego w sprawie o sygn. akt II GSK 440/16 (LEX nr 2334186) przyjęto, że: “Przesłanką oznakowania wprowadzającego w błąd jest jego możliwy (potencjalny) wpływ na decyzję konsumenta co do nabycia towaru. Oznacza to, że błąd (błędne oznakowanie produktu) musi być istotny na tyle, by móc wpłynąć na określone preferencje konsumenta wobec danego produktu”. Kolejnym istotnym elementem zdefiniowania pojęcia wprowadzana w błąd jest także to, że przekaz wprowadzający w błąd to nie tylko przekaz, który faktycznie myli nabywców, lecz także taki, który tylko potencjalnie może wywrzeć taki skutek. Oznacza to, że wprowadzenie w błąd ma charakter abstrakcyjny, a jego stwierdzenie nie wymaga zaistnienia jednostkowej dezinformacji.
Jaśniej się już chyba nie da. Stworzony model ochrony konsumentów (z którego tak ochoczo korzystamy np. przy zwrotach zakupów online) wymaga jedynie potencjalnego wprowadzenia w błąd. Po pierwsze konsument jest podmiotem słabszym w warunkach rynkowych (stąd model jego ochrony), a po drugie opakowanie i etykieta to przede wszystkim forma realizacji obowiązków prawnych – o czym producenci notorycznie zapominają.
Tak naprawdę sam producent wydał na siebie wyrok, bo zaczął sprzedawać alkohol w tubkach w jakich sprzedaje musy owocowe dla dzieci. Społeczny ostracyzm tylko potwierdził, że ryzyko konfuzji było. Nic więcej nie było potrzebne – wystarczy samo ryzyko. Zasada prawa żywnościowego, prawa produktowego jest, że opakowanie nie może wprowadzać w błąd co do rodzaju środka spożywczego. Jest to reguła powszechna bo wynikająca z prawa UE. Tutaj prawo unijne łata to, czego prawo krajowe nie jest w stanie zrobić przez archaiczne regulacje. Ryzyko pomyłki – wbrew twierdzeniom wielu osób niemających świadomości o tym jak skonstruowane jest prawo – było co potwierdza choćby, że w niektórych sklepach umieszczano te tubki w działach innych niż alkoholowe. Moje doświadczenie poparte orzecznictwem sądów wskazuje, że w tej sprawie producent był skazany na klęskę, słusznie więc wycofał się w ramach damage limitation. Mamy wypracowane orzecznictwo tak krajowe jak i wspólnotowe odnoszące się do takich przypadków, walka – przy naciskach społecznych sensu nie miała.
Zabrakło tutaj albo refleksji albo pogłębionej analizy, która powinna wystąpić przed wprowadzeniem produktu na rynek. Zwłaszcza produktu nowatorskiego (nawet w negatywny jak tutaj sposób). Alkohol to silnie regulowany rynek- to prawda, ale jednocześnie jest także żywnością – co tylko dubluje ilość regulacji. Bez znajomości prawa nie ma szansy na sukces. Tutaj mamy ewidentny przykład, że nieznajomość prawa szkodzi.
Co gorsza ta nieznajomość prawa wystąpiła także po stronie organów państwowych (z wyjątkiem Inspekcji Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych). IJHARS od razu podjął czynności do których jest powołany i w oparciu o istniejące przepisy, tutaj nie mam nic do zarzucenia. Niestety przykład ze strony władzy ustawodawczej i wykonawczej także świadczy o nieznajomości prawa i ode władza otrzymuje żółtą kartkę. Licytacja na antyalkoholowy radykalizm, wzywanie do czynności nie mających żadnych podstaw prawnych? To już znamy – prawo z prezentacji w Power Point od dobrych 5 lat ma się aż za dobrze. Nic się tutaj nie zmieniło i pośrednio władza ustawodawcza za ten stan rzeczy odpowiada – na rzetelną debatę o ustawie alkoholowej i nowoczesne przepisy szans nie ma i to niezależnie od tego kto ma większość.
Niestety opinia publiczna (w tym media) dostosowały się poziomem (niskim) do polityków. Zamiast szukać opinii ekspertów, były opinie antyalkoholowych celebrytów z ich pomysłami wyssanymi z kosmosu. Najzabawniejsze były zarzuty, że ktoś dopuścił do wprowadzenia takich produktów na rynek. Tutaj może mały kącik edukacyjny. Na świecie mamy dwa modele związane z prawem produktowym. Pierwszy z nich (jak w przypadku żywności i alkoholu w Polsce) t0 model kontroli następczej. Co oznacza, że narzuca się producentom pewne wymogi (w zakresie składu, znakowania czy opakowań) a potem powołane organy to kontrolują. Oznacza to, że przed wprowadzeniem na rynek produkt nie jest akceptowany przez żadnej urząd czy organ (np. dzieje się tak w przypadku leków). Drugim modelem jest model kontroli pierwotnej, gdzie wprowadzenie nowego produktu musi być poprzedzone zatwierdzeniem przez organ państwowy. Skoro w Polsce obowiązuje pierwszy model to czynienie zarzutów, że ktoś do czegoś dopuścił jest absurdalne.
Padało wiele innych błędnych argumentów np. że pewnie nie ma banderoli na tych tubkach (były na tyle opakowania). Po powołaniu się na kwestię wprowadzenia w błąd przez inspekcję padały inne argumenty, że piwo w puszce można pomylić z napojem gazowanym, albo saszetkę dla kota z saszetką z musem. To także przejaw typowego chłopskiego rozumu, który w przypadku prawa tylko szkodzi. To nie chodzi o to, że dwa napoje są w tych samych opakowaniach bo wino i mleko także bywają w butelkach szklanych, a masło i margaryna w plastikowych. Chodzi o udawanie innego produktu i ryzyko konfuzji czyli pomylenia ze sobą dwóch produktów. Samego ryzyka – nic więcej. Statystyki są nieubłagane 1 na 5 osób nie czyta w ogóle etykiet kupowanych produktów, stąd ten pierwszy rzut oka jest tak istotny. Jak w opisywanym orzeczeniu piwo w butelce z sztucznym papierkiem jako banderolą udające szampana (czy raczej wino musujące), czy margaryna (a więc produkt niższej jakości) zapakowane jak masło i ewidentnie masło udające. Tym samym przykładem są alkotubki udające musy dla dzieci. Ta sama historia to mieszkanka oleju rzepakowego z dodatkiem jedynie oliwy występująca w butelkach dla oliwy z oliwek charakterystycznych. Wszędzie była ta sama kwestia – ryzyko konfuzji.
Same kolorowe grafiki na piwach nie świadczą jeszcze, że mamy do czynienia z wprowadzeniem w błąd – bo taki argument także padał. Taki owszem był głos polityków i pseudoekspertów, którzy raczej operują na emocjach a nie na faktach. Nie bowiem o kolorowe grafiki chodzi, a zewnętrzną formę która celowo naśladuje inny – bezalkoholowy produkt i tworzy ryzyko pomyłki. Puszka pierwotnie kojarzy się z piwem. Co innego jakby piwo zacząć sprzedawać w opakowaniach dotychczas kojarzonych z innymi napojami. Bo wcale nie o regulacje związane z alkoholem i dziećmi tutaj się wszystko rozbiło. Ustawa o wychowaniu w trzeźwości jest w tym aspekcie niedoskonała i jak zawsze nie zdała egzaminu w godzinie próby.
Znacznie ciekawsze będą długofalowe skutki tej krótkiej afery. Nietrudno sobie wyobrazić, że opakowania napojów alkoholowych doczekają się nowych regulacji prawnych na fali ostatniej afery. Pamiętacie, że 20 lat temu opakowania papierosów się od siebie różniły? Teraz zostały tylko narzucane odstraszające obrazki. Czy napoje alkoholowe podzielą taki los? A może na każdym winie piwie czy wódce będzie dodatkowe oznaczenie o jego szkodliwości?
Alkohol jest rynkiem silnie regulowanym. Obowiązująca aktualnie ustawa o wychowaniu w trzeźwości w zasadzie jest ewolucją tzw. lex Moczydłowska sprzed 100 lat! Tak długie w Polsce mamy tradycje regulacji alkoholowych. Dodajmy do tego, że społeczne postrzeganie alkoholu znacznie się zmieniło, mamy nowe pokolenie całkowicie odmiennie patrzące na napoje alkoholowe. Jak dla mnie to już wystarczające składniki by zrobić koktajl pt. zaostrzenie przepisów. Społecznie się to obroni.
Ja z kolei mam wrażenie, że każde kolejne przekraczanie granic tylko antyalkoholowe ruchy napędza. Szkoda tylko tych, którzy potrafią grać według reguł i budują markę na edukacji i wysokiej jakości produktu. Niestety ucierpią przez tych, którzy maja duży budżet na marketing, ale chyba zerowy na ocenę zgodności.
Wreszcie – na sam koniec chciałbym pochylić się nad projektem rozporządzenia Ministra Rolnictwa, które rzekomo ma problem rozwiązać. Jest to projekt zatytułowany jako rozporządzenie Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi w sprawie szczegółowych wymagań w zakresie opakowań niektórych napojów spirytusowych.
Niestety nie mogę powiedzieć pozytywnego słowa o tym projekcie.
- Jak zawsze w przypadkach gaszenia pożarów jedyną odpowiedzią polityków jest doraźne łatanie prawa. Tutaj propozycja jest by uregulować w jaki opakowaniach mogą być napoje spirytusowe do 200 mililitrów. Propozycja to tylko butelki szklane i puszki. Pytań do twórców projektu jest wiele. Co z opakowaniami 350 ml? Albo 201 ml (co jednak jest niedopuszczalne z uwagi na przepisy o towarach paczkowanych – dziękuję czytelnikom za czujność)? Czy kwestia “opłaty małpkowej” nikogo niczego nie nauczyła? Druga sprawa to ujęcie regulacji do napojów spirytusowych i wprost odesłanie do art. 2 rozporządzenia 2019/787. Czy twórcy projektu widzieli definicję napoju spirytusowego? Wiedzą, że to napój od 15%? A co z napojami o zawartości 14%? One już problemem nie są?
- Kuriozalny jest także paragraf 3 – to powtórzenie regulacji istniejących w innych aktach prawnych. Dodawanie informacji, że nie może mylić z produktami dla dzieci to legislacyjny bubel. Prawo ma być ogólne i uniwersalne, a tu mamy przykład przepisu stworzonego na potrzeby jednej sytuacji. Wszystko to co Minister chce wymóc w paragrafie 3 jest już w rozporządzeniu 1169/2011. Dodam tutaj, że po wejściu w życie tego rozporządzenia analogiczne przepisy z ustawy o bezpieczeństwie żywności oraz z ustawy o jakości handlowej zostały usunięte. Teraz są przywracane w rozporządzeniu. Absurd. Ale czego ja się spodziewam, skoro pani Minister Zdrowia chciała wprowadzić obowiązek weryfikacji wieku mimo, że taki obowiązek już istnieje.
Ten akt prawny to bubel nie rozwiązujący żadnego problemu. Tak naprawdę mógłby nigdy nie powstać – efekt będzie ten sam.
Czekamy teraz na propozycje Ministerstwa Zdrowia.
Ustawa o towarach paczkowanych stanowi, że kolejna możliwa ilość nominalna napoju spirytusowego to 350 ml. Nie ma zatem możliwości opakowań np. 201 ml.
Oczywiście. Niemniej propozycja nic nie rozwiązuje – nadal można stosować opakowania od 350 ml w górę. Można też uciec procentami poniżej 15% i też uciec. Chodzi o wykazanie błędnego założenia propozycji ustawodawcy.