Dzięki akcji „Legalnie nad Wisłą” nad ustawą o wychowaniu w trzeźwości deliberować będzie Sąd Najwyższy.
Cała sprawa miała swój początek od odmowy przyjęcia mandatu o równowartości 100 złotych, jej finał będzie miał miejsce częściowo przed Sądem Najwyższym. Rozpatrujący apelację Sąd Okręgowy w Warszawie zwrócił się z pytaniem do SN o to, co należy rozumieć przez ulicę w myśl ustawy o wychowaniu w trzeźwości. Dla postronnych obserwatorów to powód do kpin i żartów. Jednak nie dla mnie.
Nie jeden razy krytycznie odnosiłem się do archaicznego i wadliwie skonstruowanego bubla prawnego jakimi jest ustawa o wychowaniu w trzeźwości. Tworzona w czasach stanu wojennego całkowicie nie przystaje do dzisiejszych realiów.
Jednym z przejawów całkowitej bezużyteczności tego aktu jest powielany mit zakazu spożywania alkoholu w miejscach publicznych. Na łamach Browar Pargaraf rozprawiałem się z tym mitem wielokrotnie. Zasadniczym problemem jest w tej kwestii także prawidłowe zdefiniowanie parku, placu i właśnie ulicy. Tym ostatnim teraz zajmie się Sąd Najwyższy.
Z jednej strony można się cieszyć, że sprawa nie została zbagatelizowana i dzięki obywatelskiej postawie zostanie przynajmniej częściowo wyjaśniona (na definicje placu i parku nie ma co liczyć).
Z drugiej jednak jest to smutny i przygnębiający obraz Rzeczypospolitej, która to tworzy złe, absurdalne prawo, a do jego zmiany jest zmuszana dopiero na skutek interwencji obywateli, którzy mają dość legislacyjnego bałaganu. Ustalenie definicji ulicy to (mam nadzieję!) pierwszy krok do normalności, który pozwoli ukrócić proceder wystawiania mandatów za czyny nie będące w ogóle wykroczeniami. Finałem całej sprawy powinno być zastąpienie ustawy z 1982 roku nowoczesnym aktem prawnym dostosowanym do dzisiejszego społeczeństwa i zmieniających się trendów spożywania alkoholu.
Jednakże póki nad wszystkim czuwa PARPA, a prawem obowiązującym jest ustawa pamiętająca gole Bońka na Mundialu w Hiszpanii możemy liczyć tylko na kolejne absurdy. Społeczeństwo (całe szczęście) jest coraz bardziej świadome i wyczulone na bezprawie. Czy kolejne Sądy będą kierować kolejne pytania do SN? Jeśli taką drogą mamy osiągnąć zmianę prawa, to czemu nie?